
Oto historia naszego rodzinnego wejścia na najwyższy szczyt Szkocji oraz całej Wielkiej Brytanii, zaliczany do Korony Europy – Ben Nevis, czyli 1345 m n.p.m. Historia pełna pięknych widoków rodem z Braveheart’a, bólu pośladków, wiatru, kamieni oraz surowego górskiego krajobrazu [Maj, 2023].
Jak wejść na Ben Nevis z niespełna 2-letnim dzieckiem? Lista wymagań nie jest krótka, bowiem wyczyn ten wymaga: odpowiedniego przygotowania logistycznego, dobrej kondycji fizycznej, sprawdzonego ubioru i sprzętu, szczęścia do warunków pogodowych, samozaparcia w podchodzeniu, cierpliwości, wytrzymałości na wiatr, pył i śnieg, pozytywnego nastawienia oraz poczucia humoru. Listę wymagań należy uzupełnić o odpowiednio wygodne nosidło dla dziecka, pluszowego towarzysza wyprawy oraz ciepłą aprowizację. Nie ukrywam, zastanawialiśmy się czy podejmować tę próbę w trakcie naszej wyprawy campervanem przez szkockie Highlands. Po długim namyśle, zdecydowaliśmy się podjąć wyzwanie, ponieważ stwierdziliśmy, że:
- pewnie druga okazja nieprędko się nadarzy,
- jesteśmy w formie, a synek waży tyle, ile standardowy plecak na kilkudniową wędrówkę,
- prognozy pogody były wyjątkowo przyjazne i zachęcające.
Poza tym walory krajobrazowe, widoki, przeżycia – to wszystko miało nam wynagrodzić podjęty wysiłek. Daliśmy radę i powiem Wam, że absolutnie było warto. Na szczycie, mimo zmęczenia, wszystkie trzy buzie uśmiechały się, czując dumę z wejścia. Nawet Puppy – nasz pluszowy towarzysz, został przez synka wyściskany za swą odwagę i determinację. Zresztą, Puppy i Berni wzbudzali ogólne poruszenie, podziw oraz powszechny zachwyt wśród mijanych turystów. Nie ukrywam, że dodawało mi to sił przy podejściu, bo osobiście czułem się podbudowany. Ale po kolei…
Początek drogi na Ben Nevis
Czyli nasz kemping i wyjście na szlak
Wszystko zaczęło się na kempingu Glen Nevis, gdzie zaparkowaliśmy naszego campervana z Indie Campers. Polecamy to miejsce – pomimo wielu turystów, jest tutaj przestrzennie i spokojnie, a infrastruktura spełniła wszystkie nasze potrzeby i oczekiwania.



Z kempingu wyruszyliśmy o 10 rano – idąc wzdłuż asfaltowej drogi doszliśmy do Glen Nevis Visitors Centre, skąd początek bierze najbardziej znany szlak na szczyt – Ben Nevis Mountain Track. Przekroczyliśmy rzekę Nevis i prostą ścieżką zaczęliśmy trawersować południowo-zachodnie zbocze Meall an t-Suidhe. Ścieżka oferuje piękne widoki na dolinę Glen Nevis, ale warto patrzeć też pod nogi, bo szlak jest kamienisty. (Nie)stety już po godzinie marszu, Berni zmęczył się na tyle, żeby zasnąć w nosidle. Dla mnie oznaczało to jedno – trzeba było iść tak długo, dopóki dziecko się nie obudzi. Po pierwsze – zawsze istniało ryzyko, że podczas postoju się obudzi, a po drugie – dobrze było wykorzystać do maksimum fakt, że nasz najmłodszy towarzysz nie zgłasza żadnych potrzeb. My zatem możemy iść bez przerw.
Mapa wybranej trasy – Ben Nevis Mountain Track
Połowa podejścia na szczyt
Halfway through…
Po osiągnięciu potoku Red Burn, szlak odbija na północ i niedługo potem naszym oczom pokazało się jezioro Lochan Meall an t-Suidhe. Chociaż nie lubię tego typu porównań to jednak nasunęło mi się od razu: „Prawie jak w Bieszczadach”. Prawda jest taka, że Grampiany to jedne z najstarszych gór w Europie i zostały już mocno wyszlifowane przez wszelkiego rodzaju erozje. Ich pagórkowaty charakter i brak lasów sprawia, że naturalnie kojarzą nam się z szczytowymi partiami Bieszczad.



Po minięciu jeziora doszliśmy do ważnego rozwidlenia, gdzie szlak biegnący na południe wiedzie na szczyt góry, natomiast szlak biegnący na północ okrąża olbrzymie skalne żebro i zakręca do doliny, skąd można zobaczyć potężne północne ściany ściany Ben Nevis. My ruszyliśmy szlakiem prosto ku szczytowi. Niedaleko za rozwidleniem kończy się trawiasta roślinność, którą zastępuje kamienna pustynia, która kojarzyć się może z naszymi gołoborzami.
Ben Nevis – 1345 m n.p.m.
Ostatnie podejście i szczyt, czyli punkt kulminacyjny tej wędrówki
Dalej kamienna ścieżka wiodła zakosami coraz wyżej i wyżej. Widoki stawały się coraz bardziej imponujące, ponieważ wraz ze zdobywaniem wysokości odsłaniały się perspektywy na coraz odleglejsze doliny i pasma górskie. Tutaj, przy jednym z zakrętów, zrobiliśmy dłuższy postój. Berni zdążył już do tego czasu się obudzić i potrzebował zmiany pieluszki, doładowania energetycznego oraz małej porcji gimnastyki. Korzystając z systemu ubierania się na tzw. cebulkę, wszyscy dołożyliśmy kolejną warstwę ubrań. Po niekrótkim postoju ruszyliśmy dalej, ponieważ czas gonił, a do szczytu było już całkiem blisko. Ostatni odcinek był łagodnym, prostym podejściem wśród szerokiego kamienistego pola poprzecinanego płatami zleżałego śniegu. W maju, w partiach szczytowych nadal leżało go całkiem sporo. Należy się z tym liczyć, podchodząc w miesiącach wiosennych oraz pierwszych tygodniach lata.



Na szczycie było zimno, wietrznie i bardzo surowo. Widoki są piękne, natomiast nie są nadzwyczaj spektakularne z uwagi na dość płaski charakter samego szczytu Ben Nevis. Na górze znajdują się ruiny obserwatorium, które działało tutaj między końcem XIX i początkiem XX wieku. Przez 20 lat, między 1883 a 1904 prowadzono badania warunków pogodowych w najwyższym punkcie Zjednoczonego Królestwa. Niestety wskutek braku odpowiedniego finansowania, obserwatorium musiało zostać zamknięte. Do dzisiaj można podziwiać pozostałości jego murów. Na ruinach wieży obserwacyjnej postawiono schron ratunkowy dla osób zaskoczonych przez warunki pogodowe i poszukujących schronienia. Poczuliśmy te trudne warunki na własnej skórze. Cała nasza trójka musiała ubrać wszystkie dostępne warstwy z plecaka, żeby nie przemarznąć.




Droga powrotna do doliny
Po śladach, bez opcji pętli
Droga w dół jest dokładnie taka sama – kamienista i wyboista. Kijki trekkingowe na pewno pomogą odciążyć kolana przy tak długim zejściu. My nie robiliśmy zbyt wielu postojów, tempo mieliśmy dobre i w 2 godziny zameldowaliśmy się na dnie doliny Glen Nevis. Naszą trasę powrotną trochę zmodyfikowaliśmy – zeszliśmy skrótem bezpośrednio do Glen Nevis Youth Hostel i dalej prosto na kemping.


Z dzieckiem na Ben Nevis: wejść czy nie wejść?
Czy szlak nadaje się dla dzieci?
To pytanie pada dość często. Niestety, nie odpowiemy na nie jednoznacznie. Zachęcamy, aby każdy rodzic przyjrzał się swojemu dziecku, jego kondycji i potrzebom. Najlepiej, zacząć od mniej wymagających podejść, sprawdzić się wspólnie w terenie, zadbać o motywację. Nie zalecamy porównywanie się do innych, nie znając kontekstu. My weszliśmy z dzieckiem w nosidełku, a to zupełnie inna historia niż samodzielne podejście dziecka. W naszym odczuciu, taka całodniowa wędrówka z przewyższeniem 1300 m nadaje się bardziej dla nastolatka. Jednak ponownie – wierzymy, że istnieją młodsze dzieci, które stanęły na szczycie.
Możecie również zapytać: Po co wnosić takiego malucha na szczyt? Jasne, dla naszego syna nie robi większej różnicy czy kanapkę i herbatę skonsumuje na Ben Nevis, Tarnicy czy w pobliskim lesie. Ważne jednak, że jesteśmy razem! Wykorzystaliśmy chwilę, gdyż podróżowaliśmy kamperem przez szkockie Highlands, nasza kondycja na to pozwalała, a warunki pogodowe trafiły się doskonałe. Myślimy, że przez kilka kolejnych lat, byłoby to niemożliwe z uwagi na wiek, wagę i nieco inne potrzeby dziecka. Kolejne sezony to czas na wędrówki na własnych nóżkach – czyli krótsze i mniej wymagające.


Podsumowanie naszej wędrówki
W naszym przypadku, to całodniowa wyprawa
Trasa łącznie zajęła nam ponad 8 godzin, z czego w ruchu byliśmy jakieś 6 godzin. Wyszliśmy koło 10 rano, a do kampera wróciliśmy po 18. Z naszej perspektywy tak późne wyjście bywa mało optymalne, ale w tym przypadku dostosowane zostało do realiów życia z dwulatkiem oraz panujących warunków pogodowych. Sama wycieczka była trudna przede wszystkim z uwagi na długość podejścia i ciężar w nosidle. Technicznie trasa nie przedstawiała większych wyzwań. Pogoda nam dopisała – co prawda było trochę wietrznie, a na szczycie temperatura daleka od komfortu termicznego, ale udało nam się złapać trochę słońca. A to przy szansach określanych dla Ben Nevis na poziomie 20-25%, uznaliśmy za ogromny sukces. Jeszcze większym szczęściem było uniknięcie mgły, która występuje tutaj przez 60-70% czasu i stanowi duże utrudnienie w nawigacji, szczególnie w partiach szczytowych.

I na koniec – garść informacji praktycznych
Na początku tego artykułu przedstawiłem listę wymagań, które dobrze jest spełnić, aby wyprawa na szczyt Ben Nevis była miła i najbardziej jak to możliwe przyjemna. Poniżej kilka słów wyjaśnienia do każdego z tych wymagań:
– Odpowiednie przygotowanie logistyczne
Przed wyruszeniem w góry dobrze jest zaplanować logistykę: określić jak dotrzeć do początku szlaku i jak wrócić z jego końca, znaleźć parking, wyposażyć się odpowiednio w ciepłe napoje i jedzenie na cały dzień gdyż na trasie brach schronisk (mieliśmy termosy z herbatą, owsianką na ciepło oraz duże zapasy przekąsek), rozpoznać trasę, naładować telefon, zaktualizować ulubioną aplikację mapową (korzystamy z mapy.cz).
– Dobra kondycja fizyczna
Na ten szczyt trudno wejść ot tak, z marszu. Forma się przyda – najpierw jest prawie 9 km praktycznie non-stop pod górę, po kamiennych schodach lub po kamienistej ścieżce. Potem jest tyle samo w dół, więc osobom nieprzygotowanym kolana potrafią odmówić posługi.
– Odpowiedni ubiór i sprzęt
Dobrze dobrana odzież to jedna z podstaw sukcesu. Najlepiej 2-3 warstwy: ciepła, aby się nie wychłodzić, chroniąca przed wiatrem i deszczem, żeby nas nie przewiało oraz awaryjna (czapka, rękawiczki) na potencjalne załamanie pogody. Właściwy sprzęt natomiast potrafi znacznie ułatwić samą drogę: kijki trekkingowe, raczki, mapa i kompas – może i trochę old-school, ale uratuje życie w przypadku kiedy telefon Wam upadnie albo totalnie się rozładuje, gwizdek i latarka – będą nieocenione w przypadku konieczności wezwania pomocy, buty raczej trekkingowe na twardej podeszwie.
– Szczęście do pogody
Na Ben Nevis częściej jest mgła niż jej nie ma, słońce przyświeca w 20% przypadków (kwiecień-maj-czerwiec) lub rzadziej. Natomiast deszczu spada tam prawie 7 razy więcej niż w Polsce. Najlepsze warunki występują między kwietniem a lipcem, w sierpniu jest już mocno deszczowo. W pozostałych miesiącach – o wiele zimniej, jeszcze bardziej deszczowo, występuje jeszcze mniej słońca, a pokrywa śnieżna jest większa. Trzeba uważać na mgły, ponieważ w partiach szczytowych uniemożliwiają one sprawną nawigację. W dolinie Glen Nevis można nawet znaleźć informację na jaki azymut należy schodzić ze szczytu, aby nie zapuścić się w niebezpieczny teren.
– Samozaparcie w podchodzeniu
Ponad 1300 m przewyższenia pozostawia ślad w organizmie każdego zwykłego zjadacza chleba. Umiejętność zamknięcia umysłu i parcia do przodu może okazać się kluczowa dla sukcesu wycieczki.
– Cierpliwość rodziców
To wymaganie opcjonalne, obowiązkowe tylko dla tych, którzy zdecydowali się wnieść własne dzieci na szczyt. Nasz syn przespał część trasy, co było dużym ułatwieniem. Jednak dobrze jest mieć na podorędziu kilka ciekawych historyjek oraz piosenek wpadających w ucho dziecka.
– Wytrzymałość na wiatr, pył i śnieg
Wiatru chyba nie da się uniknąć na Ben Nevis, więc to zdecydowanie nie jest góra dla tych, którzy nie znoszą jego podmuchów. Naturalną konsekwencją wiatru jest podnoszenie przez niego pyłu w szczytowych partiach góry – może to powodować zwiększony dyskomfort w podziwianiu widoków. Śnieg natomiast występuje na górze przez 7-8 miesięcy w ciągu roku, więc prawdopodobieństwo jego wystąpienia jest dość wysokie. Idąc w maju, spotkaliśmy kilka dużych płatów zalegających pod samym szczytem.
– Odporność na ból pośladków
Co tu dużo mówić, nosidełko z dzieckiem na plecach daje we znaki i pośladki prędzej czy później zaczynają się buntować. Tak samo może się stać w przypadku zbyt ciężkiego plecaka. Warto zadbać o jego maksymalne odchudzenie albo sprawdzić wcześniej własną tolerancję na ból tej kluczowej części ciała.
– Pozytywne podejście oraz poczucie humoru
Z własnego doświadczenia wiem, że te umiejętności bardzo ułatwiają pokonywanie wyzwań na szlaku. Lepiej obśmiać wszelkie trudności – po kilku tygodniach będą one najlepszą częścią Waszej historii.
Przeczytaj także: West Highland Way (WHW): malowniczy szlak długodystansowy w Szkocji
Ciekawostki o Ben Nevis
Czyli, słów kilka od geografa
- Ben Nevis jest pozostałością olbrzymiego wulkanu z czasów dewonu. Na szczycie występują granity, które zastygły kilometry pod powierzchnią ziemi, oraz ciemne bazaltowe lawy, które powstają na powierzchni ziemi podczas aktywności wulkanicznej. Położenie tych dwóch rodzajów skał obok siebie świadczy o zapadnięciu się wulkanu w wyniku olbrzymiej erupcji (porównywalnej do erupcji Krakatau).
- Pierwsze udokumentowane wejście na szczyt miało miejsce w 1771 roku przez James’a Robertson’a – botanika, który poszukiwał w okolicy ciekawych okazów roślin.
- Od 1937 roku organizowany jest Ben Nevis Race – coroczny bieg na szczyt i z powrotem, ze startem i metą na boisku przy Claggan Park, na przedmieściach Fort William. Trasa mierzy 14 km, z 1340 m przewyższenia. W 1984 roku Kenny Stuart ustanowił obecny rekord dystansu z czasem 1:25:34. Pobił on rekord Johna’a Wild’a z poprzedniego roku o… 1 sekundę. Inną ciekawostką tej ciekawostki jest to, że wszystkie zawody między 2010 a 2023 rokiem wygrywała ta sama osoba – Finlay Wild. To szkocki biegacz, z wykształcenia lekarz-internista.
- Na Ben Nevis można też wejść od drugiej strony, zaczynając w miejscowości Torlundy i podążając ścieżką na Carn Dearg Meadhonach, Carn Mor Dearg i Carn Mor Dearg Arete. Trasa ta jest znacznie bardziej wymagająca fizycznie i trudniejsza technicznie. W przypadku zejścia do Glen Nevis Visitors Centre, całkowity dystans takiej wycieczki wyniesie około 17 km przy niemalże 1500 m przewyższenia.

Szkockie Highlands zachwyciły nas totalnie. To nie tylko Ben Nevis i inne munrosy – ale głównie bliskość natury, dzikie jeziora i wodospady, malownicze krajobrazy i klimatyczne miasteczka. Highlands to kraina idealna na podróż kamperem, liczne trekkingi, wyprawę z dziećmi i odpoczynek blisko natury. Przeczytaj pozostałe artykuły o tym niesamowitym miejscu!



